Kościół Pokoju, Świdnica
Ruchliwa, a nawet bardzo ruchliwa droga, na której wyprzedzanie jest wybitnie nieprzyjemnie, czerwone autko i żurawinowy fotelik to sceneria, w której Mama opowiadała Uli o miejscu, do którego jechały. O Kościele Pokoju w Świdnicy.
Były w historii takie czasy, że ludzie toczyli wojny o to, która religia jest lepsza, czy katolicy mają rację, czy protestanci. Jedna z takich wojen trwała 30 lat i objęła ogromną część Europy. Kiedy już się wreszcie skończyła w traktacie pokojowym, zawarto kilka warunków odnośnie spraw religii. W katolickiej Austrii (Świdnica, jak i cały Śląsk, kiedyś była w granicach Austrii) pozwolono wybudować kilka protestanckich kościołów, ale: budowa ich musiała się zakończyć w przeciągu roku (to trudne - pomyślała Ula, - kościoły powstają przez wiele lat, w ciągu roku, czasem jest trudno postawić domek jednorodzinny), muszą być wybudowane z nietrwałych materiałów, żadne cegły nie wchodziły w grę, tylko drewno, glina i słoma i jeszcze jeden warunek, nie mogły przypominać kościoła. Ula cały czas zastanawiała się głośno, co zastanie na miejscu. Z opisu wyłaniała się jakaś szopa, albo stodoła. Mama jednak upierała się, że warto jechać do Świdnicy.
Kiedy czerwone autko zatrzymało się na parkingu i obie podróżniczki przeszły przez bramę, dziewczynka zrozumiała, że dawno, dawno temu protestantom udało się, pomimo dziwnych i trudnych warunków wybudować świątynię niezwykłą. Jak weszła do środka to nie chciała wyjść, a zachwyt malował się na jej twarzy przez cały czas.
Ooo...no proszę! Moje miasto! I Plac Pokoju na którym jestem niemalże codziennie :) i jak wrażenia po zwiedzaniu?
OdpowiedzUsuńJesteśmy zachwycone i pod wielkim wrażeniem.
Usuń