Wypoczynek z dzieckiem jest możliwy ! Villa Greta, Dobków.
Koniec wakacji, koniec lata, koniec urlopu. Mama, Ula i Królik zapakowali do pomarańczowej walizki krótkie spodenki i ciepłe dżinsy, sandałki i grube bluzy, marchewki i kredki i wsiedli do czerwonego autka. Pojechali do Krainy Wygasłych Wulkanów (ale o tym będzie przy okazji innej opowieści).
O tym jak wypoczywam z moim dzieckiem.
Posłuchajcie, przeczytajcie.
Wstałyśmy rano, szybko spakowałam pomarańczową walizkę. W ostatniej chwili sprawdzając prognozę pogody, która podpowiedziała mi, że warto wziąć też coś ciepłego. Czerwone autko ruszyło w kierunku Sudetów.
Odpoczęłam. Bardzo. Pospacerowałyśmy z Ulą po Rudawach Janowickich (będzie o tym jeszcze na blogu).
W Dobkowie, w Villi Greta rozpakowałam się bardzo szybko i popijając gorącą, czarną herbatę z brązowego kubka patrzyłam, jak Ula rozkłada swoje zabawki.
Potem poszłyśmy do ogrodu. Grałyśmy w piłkę, jeździłyśmy tyrolką, skakałyśmy na trampolinie.
Zjadłyśmy pyszne gołąbki Ula uwielbia gołąbki a ja ich nie umiem robić. Właściwie to nigdy nie próbowałam, bo boję się, że mi się przypalą.
Siedziałam w hamaku, czytałam książkę Powieść. Lekką, miłą i przyjemną (Olaf syn Auduna, Sigrid Undset). Ula biegała po ogrodzie z innymi dziećmi. Nauczyła się wspinać po pajęczynie.
Kiedy zaczął zapadać zmierzch poszłyśmy do restauracji. Ula wypiła kakao a ja znów gorącą, czarną i słodką herbatę. W pokoju na ślicznym dywanie zagrałyśmy w bierki. Zawsze uwielbiałam bierki. Mam teraz super kompana, po zaledwie kilku partyjkach Ula dorównała mi zręcznością.
Potem Ula po prostu usnęła. Ja miałam wieczór dla siebie. Z kubkiem czarnej, gorącej i słodkiej herbaty mogłam znów przenieść się do średniowiecznej Norwegii.
Rano nie musiałam robić śniadania. Mogłam je po prostu zjeść, nie musiałam wymyślać, na co akurat ma ochotę mała dziewczynka, która nie lubi śniadań, bo sama podeszła do suto nakrytego stołu i pokazała na co ma ochotę, i zjadła z apetytem. Ja też zjadłam, takie smakołyki, których nawet nazwać nie potrafię o przyrządzaniu już nie wspomnę (nie lubię gotować ale lubię jeść pyszności) Nie musiałam zmywać.
Musiałam tylko zapakować pomarańczową, małą walizkę i sprawdzić, czy w różowym plecaku że skrzydełkami są wszystkie zabawki. Pakowanie i rozpakowywanie to coś co bardzo lubię.
Mimo ulewnego deszczu ruszyłyśmy na sudeckie szlaki.
Odpoczęłam.
Miałam czas, żeby pobawić się z Ulą, porozmawiać i spędzić z nią czas tak, jak to lubię najbardziej, na spacerach, odkrywaniu nowych miejsc wesołych zabawach (a nie na zabawie w przedszkola lub czytaniu po raz milion pięćset osiemdziesiąty tej samej bajki). Bez telewizora i laptopa,a z telefonem, który miał dziury w zasięgu. Bez zmywania, prania, gotowania, sprzątania.
Z własnymi myślami, pomysłami, inspiracjami.
Żeby nie było tak idealnie, uwielbiam prowadzić samochód, ale nienawidzę stać w korkach. Autostrada A4 w tym przypadku bardzo rozczarowała.
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Villa Greta znajduje się w Dobkowie u podnóża Gór Kaczawskich, w Krainie Wygasłych Wulkanów. Koło domu rosną malwy i róże, na słońcu wygrzewa się Azor, na starych, może ponad stuletnich drzewach w sadzie rosną dorodne śliwki, dzieci bawią się w ogromnej piaskownicy, jedzenie jest obłędne a Rafał Kosik napisał tu książkę: “Felix, Net i Nika i Trzecia Kuzynka”, moim zdaniem jedną z lepszych z serii. Jest jeszcze piękna historia miłości Grety i Janka w trudnych czasach zaraz po zakończeniu wojny (ale o tym to już opowiedzą właściciele Villi Greta (TUTAJ).
Pensjonat i restauracja mają naprawdę dużo udogodnień dla rodzin z dziećmi.
Villa Greta wygląda zachęcająco. Uwielbiam takie place zabaw! A sypialnia ze skosami mnie urzekła i poruszyła we mnie moje głębokie wnętrzarskie tęsknoty. Mam nadzieję, że mi też uda się kiedyś wypocząć z dzieckiem :) Dodaję sobie do listy krótkich niezbyt dalekich wyjazdów - pokaźnej już (większość miejsc zresztą zainspirowanych Twoim blogiem) :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam skosy.... A poza tym lubię czytać, że się mną inspirujesz.
UsuńŚwietne miejsce na wypoczynek! :-)
OdpowiedzUsuńIdealne ☺
Usuń